poniedziałek, 28 października 2013

ROZDZIAŁ 4 - Nowa Szkoła #1

#Teraz w opowiadaniu wszystkie rozmowy teoretycznie prowadzone są po angielsku, ponieważ dziewczyny już znajdują się w Miami.#

Perrie's POV

Wysiadłyśmy z samolotu i odebrałyśmy walizki.
Wychodząc z lotniska spotkałyśmy Justina.
- No to do zobaczenia w szkole. - powiedział i wsiadł do taksówki.
A my szukałyśmy wujka, bo miał być tutaj dziesięć po osiemnastej.
- Dziewczynki! - krzyknął mężczyzna idący w naszą stronę.
- Wujek!
Od razu podbiegł, ucałował nas i mocno wyściskał.
- Jak wy wyrosłyście! Prawie bym Was nie poznał. Jesteście jeszcze ładniejsze niż na zdjęciach z wakacji, które wysłał mi wasz tato. - powiedział.
Wujek Marcel otworzył bagażnik, schował nasze torby i wsiedliśmy do auta.
Ja usiadłam z przodu, a Selena zajęła miejsce z tyłu.
Wujek odpalił silnik i ruszyliśmy w stronę szkoły.
- Co u rodziców? - zapytał z tym swoim niesamowicie amerykańskim akcentem.
- No całkiem dobrze, interes się kręci. - powiedziałam.
- A moja mama otworzyła kawiarenkę w centrum miasta. - powiedziała Sel.
- A co u Ciebie? Czym się teraz zajmujesz? - zapytałam.
- Mam sklep z instrumentami 'Music Center' i między innymi wasza szkoła kupowała u mnie sprzęt.
- Tak? Jeju, jak fajnie. - powiedziała siostra.
Wujek Marcel sprzedawał gitary, perkusje do bardzo wielu miejsc. Miał wielką firmę z instrumentami muzycznymi.
- Macie przyjeżdżać do mnie na weekendy! - powiedział
- Jasne wujku, będziemy! Musimy.
Do szkoły jechaliśmy jakieś 10 minut, bo znajdowała się całkiem niedaleko lotniska.

Naszym oczom ukazał się wielki budynek. Na przeciwko niego był trawnik z parkingiem. Z tyłu szkoły, był ogród, ławki, stoliki. Piękny park gdzie zazwyczaj spędzało się czas. Jak również boisko, gdzie odbywały się mecze, lekcje wf'u, treningi.

Podjechaliśmy pod wejście do szkoły.
Czekała już tam na nas starsza kobieta, która za pewnie była dyrektorką.
Włosy miała spięte w koka. Ubrana była w niebieski żakiet i czarne spodnie.
Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się wokół siebie. Tutaj było przewspaniale. Już jacyś uczniowie się kręcili, zabierali swoje rzeczy. Coraz więcej aut podjeżdżało pod budynek.
- Dzień Dobry - zwrócił się Marcel do dyrektorki.
- Dzień dobry. Witam Marcel. A to są nowe uczennice naszej szkoły..?- odpowiedziała.
- Tak, Dzień Dobry. Nazywam się Perrie Gowards.
- A ja jestem Selena Gowards.
Skinęłyśmy głową z aprobatą.
- Są to moje bratanice. Mieszkały do tego czasu w Polsce.
- O! Mamy kilku Polaków w szkole. - powiedziała z bardzo ciepłym uśmiechem.
- Przepraszam, bo ja się nie przedstawiłam. A więc nazywam się Miranda Gertman i jestem dyrektorkom tej szkoły. Bardzo nam miło, że będziecie się tutaj uczyć.

- Zapraszam do środka, pokażę Wam wasz pokój. - powiedziała kobieta i weszła do szkoły.
Wujek zajął się wyciąganiem naszych walizek z bagażnika, a my poszyłyśmy za nią.
Znalazłyśmy się na wielkim holu. Skręciłyśmy w prawo. Były tam schody, które prowadziły na pierwsze piętro do skrzydła z pokojami.
Po pewnym czasie zatrzymałyśmy się pod pokojem z numerem 693.
Pani Miranda włożyła klucz do dziurki, przekręciła.
- A oto Wasz pokój trzyosobowy. - powiedziała otwierając drzwi.
- Waszą współlokatorką będzie Margaret Wasted, jest rok starsza.
Po prawej stronie znajdowały się dwa łóżka, a obok nich półeczki.
Na przeciwko, pod drugą ścianą było trzecie łóżko i również półeczka obok.
Pokój był w miarę luksusowy. Miałyśmy kanapę, stolik, wielką szafę.
Weszłyśmy i od razu zajęłyśmy dwa duże łóżka.
- Macie walizki - powiedział wujek wchodząc również do naszego pokoju.
- Dziękujemy - odpowiedziałam, za nas obie.
- Dobrze, więc my idziemy, a wy się rozgośćcie. Jutro o godzinie 9 jest rozpoczęcie, wtedy uczniowie ze starszych klas oprowadzą was po szkole. - poinformowała nas dyrektorka.
- Ja idę jeszcze porozmawiać z Panią Mirandą, więc za jakieś 10 minut zejdźcie na dół. - powiedział wujek.
- Dobrze.
Zamknęli drzwi. My siedziałyśmy w ciszy i rozglądałyśmy się po pokoju. Była godzina 18:44.
- No... ciekawe - powiedziałam.
- Co? Co ciekawe? - zapytała Selena, bo chyba nie zrozumiała o co mi chodzi.
- Czy poznamy jakieś dupy. - zaczęłam się śmiać.
- Haha, to co od jutra wyrywamy?
Obie wybuchłyśmy nieopanowanym śmiechem.
Tą dobrą atmosferę przerwała nam, wchodząca do pokoju rudowłosa dziewczyna.
- Hej - zwróciłam się do niej.
- Hej - odpowiedziała cicho.
- Jestem Perrie, a to moja siostra Selena.
Na to nic nie odpowiedziała tylko, zaczęła wypakowywać swoje rzeczy.
- A ty jesteś Margaret, prawda? - zapytała Selena.
Pokiwała potakująco głową. Była cicha, nieśmiała.
Bardzo skryta.
Wzięłam tylko do ręki mojego iPhone i popatrzyłam znacząco na siostrę.
Ona również wstała i podeszła do drzwi.
Wychodząc powiedziałam do rudowłosej.
- Będziesz w pokoju?
- Tak
- To zostawimy tutaj klucz.
Zamknęłam drzwi i zaczęłyśmy iść korytarzem.
- Jaka ona jest dziwna.- powiedziała Selena.
- Dziwna? Czemu? Wydaje mi się, że bardziej skryta i zamknięta w sobie, ale może po pewnym czasie się otworzy. Nie znamy, to nie oceniajmy.
- Masz rację. - odpowiedziała.
Zeszłyśmy po schodach i wyszłyśmy na dwór. Nasz wujaszek stał przy swoim aucie.
Podeszłyśmy do niego.
- To do zobaczenia dziewczyny. - powiedział i nas przytulił.
- Do zobaczenia. - powtórzyła Selena.
- Pamiętajcie na weekendy macie do mnie przyjeżdżać.
- Tak, tak pamiętamy. - powiedziałam.
- I jakby coś się działo to możecie do mnie zadzwonić.
- Tak, wiemy.
- A jeśli...
- Damy radę, nie martw się. - nie pozwalając mu skończyć powiedziała Selena.
- Dobrze, uważajcie na siebie. - powiedział po czym jeszcze raz nas przytulił i wsiadł do auta.
Gdy odjeżdżał jeszcze przez chwilę mu machałyśmy a następnie weszłyśmy do szkoły.
Zaczęłyśmy kierować się na górę, gdzie znajdował się nasz pokój.
Szłyśmy po schodach i mijałyśmy różnych uczniów.
Widać, że w tej szkole była mieszanka z całego świata, bo po drodze natknęłyśmy się na Japończyka, a przy pokoju zobaczyłyśmy Murzynkę.
Wszyscy przez cały czas byli uśmiechnięci, radośni.
Zupełnie coś innego niż w Polsce.
Selena otworzyła drzwi i weszłyśmy do pokoju.
Zastałyśmy tam Margaret, która siedziała i czytała książkę.
 Podniosła głowę i spojrzała na nas. Po czym znów wróciła do czytania.
Selena wyjęła swoje słuchawki i na chwilę się położyła.
Ja zaczęłam rozpakowywać moją walizkę do końca, kiedy już skończyłam wyjęłam ręcznik oraz żel do mycia i poszłam pod prysznic.

Selena's POV
Po pewnym czasie spojrzałam na zegarek w moim iPhone. Była godzina

Zauważyłam, że Perrie dalej jest w łazience i chyba suszyła włosy. Margaret dalej była pochłonięta czytaniem. Usłyszałam jakieś głosy dochodzące z dołu.
- Taak! Jest! Kurwa! Tak! Gooooooooool
Widziałam, że Margaret też to usłyszała, popatrzyłam na nią pytająco.
- To jest tutaj normalne. - powiedziała.
Zauważyła, że nie zrozumiałam.
- Chłopcy oglądają mecz. Bardzo często się coś tutaj dzieje. Musisz się przyzwyczaić.
Jak nie mecz to x-box, cinect. W pokojach robią imprezy. - dodała patrząc w tekst książki.
Faktycznie.. nie byłam przyzwyczajona do tego typu rzeczy, lecz podobało mi się to. U nas było spokojnie. Nie chodziłyśmy raczej na imprezy. Rodzice za bardzo się o nas martwili.
- Ciekawie tutaj macie. Ale dzięki..
- Za co? - spojrzała na mnie zielonymi oczami i czekała aż jej odpowiem.
- Za to, że mi coś powiedziałaś na temat. A po za tym ostatnio bardzo mało się odzywasz.
Możesz nam ufać. Jesteśmy z Perrie otwarte na nowe znajomości.
Delikatnie się uśmiechnęła i wróciła do czytania.
Ta dziewczyna wydawała się bardzo miła. Była skryta.. sama nie wiedziałam czy jej mogę ufać, ale chciałam ją bliżej poznać.
Po pewnym czasie stwierdziłam, że pójdę się rozejrzeć po szkole.
Wstałam z łóżka. Schowałam telefon do kieszeni i zaczęłam otwierać drzwi. Wyszłam z pokoju.
Szłam w stronę schodów, po których wcześniej wchodziłyśmy. Margaret miała rację, dużo się tutaj działo. Z jednego pokoju słyszałam jakieś krzyki, z drugiego głośną muzykę. Myślałam, że w szkołach tak nie może być. Ale najwyraźniej tutaj nauczyciele chcą, aby uczniowie czuli się jak najlepiej. Nie było ani ciszy nocnej, ani nic z takich rzeczy. Uczniowie mieli tutaj swobodę. Nauczyciele, dyrekcja.. wszyscy traktowali ich jak dorosłych ludzi, a nie wszyscy byli pełnoletni.
Starałam się iść za głosami, które dochodziły z dołu. W holu było pusto. Zauważyłam korytarz który prowadził do pomieszczenia, w którym zazwyczaj uczniowie spędzali wieczory i czas wolny.
- Gooool! - znowu usłyszałam wrzaski zza drzwi, które były lekko uchylone.
Wzięłam głęboki wdech i dłońmi delikatnie popchnęłam drewnianą powierzchnię.
Ujrzałam grupkę chłopaków siedzących na białej kanapie.
Było ich dokładnie 5. Zrobiłam jeszcze jeden krok i przeszłam przez próg drzwi.
Wtedy już wszystkie pary oczu były skupione na mnie.
- O Sel! - krzyknął jeden z chłopaków. Zobaczyłam, że idzie w moim kierunku. Był to Justin.
Podszedł i stanął obok mnie.
- Słuchajcie chłopaki, to jest moja koleżanka Selena, ta o której wam opowiadałem - powiedział spoglądając na mnie, dodając przy tym delikatny uśmiech.
- A to jest Liam, Niall, Harry i Zayn. - powiedział, po kolei wskazując na każdego z nich.
Zauważył, że jestem trochę zmieszana, dlatego objął mnie ramieniem, aby dodać mi otuchy.
Nie spodziewałam się tego, ale ten gest z jego strony był bardzo miły. Na ogól nie mam zbyt dużej bliskości z chłopakami, bo jestem dość nieśmiała w stosunku do nich.
- Zostaniesz z nami? - zapytał.
- N.. Nie.. Nie będę wam przeszkadzać. Po za tym Perrie może mnie szukać. - mówiąc to spuściłam wzrok na ziemię zakładając przy tym kosmyk moich włosów za ucho.
- Na pewno da sobie radę - odpowiedział, spuszczając dłoń z moich ramion na talię i prowadząc mnie w stronę kolegów.
Usiadłam pomiędzy Harrym, a Justinem...


Perrie's POV
Wyszłam z łazienki.
Wyciągnęłam z walizki szary dres i białą koszulkę.
Naciągnęłam spodnie, przełożyłam bluzkę przez głowę, a włosy zostawiłam rozpuszczone i swobodnie opadające na moje ramiona.
Dziewczyn nie było w pokoju dlatego postanowiłam, że pójdę ich poszukać.
Klucze leżały na szafce, wzięłam je i wyszłam z pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i przekręciłam w nich klucz. Schowałam go do kieszeni i ruszyłam przed siebie.
Szłam korytarzem i rozglądałam się.
Nagle z pokoju numer 696 wyszedł wysoki brunet. Miał na sobie czarne spodnie i czarną koszulkę z krótkim rękawem, która odsłaniała jego wytatuowanie i umięśnione ręce. Chłopak dziwnie mi się przyglądał, dlatego uśmiechnęłam się do niego nieśmiało. Odwzajemnił uśmiech. Zaczął iść w moim kierunku.
- Cześć - odezwał się jako pierwszy.
- Hej.. - odpowiedziałam.
- Jestem Louis. - powiedział i wystawił rękę w geście przywitania.
- A ja Perrie - odpowiedziałam i delikatnie ją chwyciłam.
Brunet nie spuszczał ze mnie wzroku. Trochę się zestresowałam. Czułam jak moje policzki nabierają koloru czerwonego. Opuściłam głowę. Louis podszedł bliżej, a ja automatycznie się cofnęłam.
- Chyba się mnie nie boisz? - zapytał retorycznie, po czym na jego twarzy zagościł lekki uśmiech.
- Nie..
- To dobrze - powiedział i odwrócił się w przeciwnym kierunku.
- A może Cię oprowadzić po szkole? - dodał znów spoglądając  w moją stronę.
- Nie dziękuję. Może następnym razem, bo aktualnie szukam mojej siostry.
- Okej. - odpowiedział i odszedł.

Zeszłam na dół i znajdowałam się już na środku holu. Nie wiedziałam, gdzie się podziała Selena i Margaret.
Skręciłam w krótki korytarzyk, na którego końcu znajdowały się drzwi.
Usłyszałam głos Seleny. Nacisnęłam klamkę. Ujrzałam wielki pokój z barkiem, przy którym siedzieli ludzie, głośniki z których wydobywała się lekko pogłośniona muzyka i kanapa na której zauważyłam śmiejącą się Selene, pomiędzy dwoma chłopakami.
Pozostałych trzech siedziało na fotelach.
Podeszłam bliżej i znajdowałam się za kanapą.
- Sel tutaj jesteś. Szukałam Cię!
Automatycznie jej głowa się odwróciła. Zerwała się na nogi i patrzyła z przerażeniem.
Chłopcy również się odwrócili, by zrozumieć reakcję mojej siostry.
- Perrie! Przepraszam.. a.. ale..
- Spokojnie! Przecież nic się nie stało - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
Widziałam, że trochę się zdenerwowała, bo nie wiedziała co powiedzieć.
- O, hej Justin - powiedziałam przerywając tą niezręczną chwilę ciszy.
- Hej Perrie, może do nas dołączysz?
Zaproponował, po chwili trochę zmarszczył czoło, a jego wzrok powędrował obok mnie.
Poczułam obejmującą mnie dłoń w talii.
Odwróciłam głowę i zauważyłam Louis'a.
Co on do cholery robi?! Poznałam gościa jakieś pięć minut temu!
Spojrzałam na niego z dezaprobatą, na co on tylko drwiąco się uśmiechnął.
Chwyciłam jego dużą dłoń i ściągnęłam z moich bioder. Lekko się oburzył, ale już jej tam nie położył.
- Nie... siedzcie tutaj ja idę się położyć - odpowiedziałam wahając się i patrząc na Justina. Odwróciłam się w stronę Louis'a. Wymijając go, lekko szturchnęłam go ramieniem.
Obejrzał się za mną i delikatnie oblizał swoje usta.
Po czym dołączył do reszty chłopaków i mojej siostry.

Selena's POV
Dobrze czułam się w ich towarzystwie. Zbyt wiele nie mówiłam, ale dużo się śmiałam, bo Liam zawsze musiał coś skomentować w pozytywny sposób.
Louis przedstawił mi się i usiadł koło Niall'a.
Mecz skończył się koło godziny 00.
Już nikogo nie było, oprócz nas w pomieszczeniu.
Powoli zaczęliśmy się zbierać.
Popcorn był na całej podłodze. Puste butelki na stolikach.
- Dobra to my lecimy do pokoju, bo ja jeszcze pod prysznic muszę skoczyć - powiedział Liam mówiąc również za Niall'a.
- Na razie! Do jutra - dodał, zanim przekroczył próg drzwi, a zaraz za nim zrobił to samo Niall.
Harry zaczął zbierać puste butelki i wyrzucać je do kubła.
Ja ścierką przecierałam stolik.
Po pewnym czasie rozejrzałam się po pokoju i już nikogo tutaj nie było oprócz mnie i lokowatego chłopaka.
- Zwinęli się, jak zwykle! Co za frajerzy, nigdy im się nie chce sprzątać - powiedział żartobliwie, wrzucając po kolei pudełka po popcornie do kosza.
Czułam jego wzrok na moim ciele.
Podniosłam głowę lekko do góry, dalej trzymając ścierkę w ręku i ujrzałam jego idealny rząd, białych zębów.
- Dziękuję, że chociaż ty mi pomogłaś - powiedział ściszając ton.
- Nie ma sprawy - wydusiłam z siebie.
Kiedy już skończyłam, ścierkę odłożyłam na miejsce.
Harry stał przy drzwiach i się rozglądał czy wszystko było już wyczyszczone.
- Chodź.
Wyszłam z pokoju na mały korytarzyk.
Chłopak jeszcze raz się rozejrzał, po czym zgasił światło i zamknął drzwi.
Szłam obok niego. Była niezręczna chwila ciszy, kiedy nagle odzyskałam głos.
- A ty? Skąd jesteś? - zapytałam.
- Z Hiszpanii przyleciałem z Louis'em. - odpowiedział.
- To jest nasz drugi rok w tej szkole. - dodał.
Popatrzyłam na niego pytająco.
- Jesteśmy kuzynami.
- Am..
Znaleźliśmy się już na górze. Szliśmy jeszcze przez krótki korytarz który prowadził do mojego pokoju.
Zatrzymałam się pod numerem 693.
Stanęłam na przeciwko niego.
- To do..
- Selena.. - zaczął, przerywając mi pożegnanie.
Jego wzrok nie schodził z mojej twarzy.
- Nie musisz się nas bać.. Bardzo się cieszę, że mogłem Cię poznać.
Złapał mnie za rękę i delikatnie musnął ustami jej zewnętrzną część.
- Dobranoc.
Zrobił dwa kroki do tyłu, dalej nie spuszczając ze mnie wzroku, zanim odwrócił się przez lewe ramię, podchodząc do swoich drzwi od pokoju 696.
Nacisnął klamkę i zniknął z mojego punktu widzenia.
Kiedy weszłam do siebie, zauważyłam, że dziewczyny śpią.
Ściągnęłam buty i opadłam bezwładnie na łóżko.
Próbując wszystko sobie poukładać w głowie.

***
Jak 4 rozdział kochani? Podoba Wam się?
AHA! I co myślicie o nowym wyglądzie?
Proszę oceniajcie :) Ostatnio było tylko 5 komentarzy.
Nie wiemy czy jest sens to pisać. Więc podsyłajcie innym naszego bloga.
Jesteśmy bardzo wdzięczne wiernym czytelnikom, którzy zawsze z nami są.
Dziękujemy!

niedziela, 13 października 2013

ROZDZIAŁ 3 - Podróż

 Selena's POV
- Em.. przepraszam? - powiedziałam do niego.
Chłopak słuchał muzyki więc nie usłyszał.
Odwrócił głowę i spojrzał na mnie. Wtedy zauważył, że znacząco się na niego patrzę.
Wyciągnął z uszu słuchawki.
- Coś nie tak? - zapytał.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale to na pewno twoje miejsce?
Brunet zaczął szukać czegoś w torbie.
- Ponieważ na naszym bilecie jest napisane 136, 137.
A to są miejsca 136 i 137.
Zauważyłam, że on również w ręce trzyma swój bilet.
- Jeju, bardzo przepraszam! - powiedział zaskoczony i zaczął szybko zabierać swoje rzeczy.
- Moje miejsce to 138. Musiało mi się coś pomieszać - tłumaczył.
- Nic się nie stało, na prawdę - odpowiedziałam z uśmiechem.
Chłopak był wysoki. Ubrane na sobie miał dżinsy i czerwoną koszulę w kratę.
Założył przez ramię swoją czarną torbę z nike i usiadł za nami. Dodając:
- Na prawdę, jeszcze raz bardzo przepraszam.
Na to tylko rzuciłam mu szeroki uśmiech i zaczęłam chować rzeczy podręczne na górną półkę.
 - Proszę zająć swoje miejsca! - mówiły stewardessy.
Perrie siedziała przy oknie, ja obok.
Miejsca w całym samolocie były podwójne. 
Samolot był gotowy by wystartować.
Stresowałam się, ponieważ pierwszy raz leciałam.
Powoli zaczął się wznosić.
Po pewnym czasie naszym oczom ukazała nam się piękna panorama Warszawy.
- Jeju, jak pięknie - powiedziała Perrie.
- No.. cudownie.
Zaczęłam szukać w torbie swojego aparatu.. Nie mogłam, nie upamiętnić tak niesamowitego widoku.
Wyjęłam moją lustrzankę nikon d5100 którą z siostrą nazwałyśmy Joe.
Tak, tak.. nasz aparat ma imię.
Usiadłam bokiem na fotelu i skierowałam obiektyw w stronę małego okienka.
Zrobiłam parę ujęć i kątem oka zauważyłam, że chłopak za nami robi to samo.
Spojrzałam na niego i zwróciłam uwagę, że ma ten sam aparat.
Widać, on również interesuje się fotografią
- pomyślałam.
Ja uwielbiałam to od dziecka. Za każdym razem mówiłam mamie, że to ja
chcę robić zdjęcia na różnych wspólnych wyjazdach, wycieczkach.
Chłopak również to zauważył i sympatycznie się uśmiechnął.
Schowałam aparat do torby i wyjęłam moją ulubioną książkę
„The Green Mile" - Stephena Kinga.
Perrie wyciągnęła słuchawki i obie zajęłyśmy się sobą.

***
Po godzinie czasu, zwróciłam uwagę, że Perrie zasnęła. Stwierdziłam, że również spróbuję zasnąć.
Włożyłam do książki kolorową zakładkę, aby wiedzieć na jakiej stronie skończyłam.
Położyłam ją na małą półeczkę, która była przede mną.
Zamknęłam oczy i po chwili zasnęłam.


***
Selena, Selena..
Poczułam, jak ktoś mnie szturcha za ramię.
Delikatnie otworzyłam oczy i zauważyłam już nie śpiącą Perrie.
Selena, chcesz coś do picia? - zapytała.
Spojrzałam w lewo i stała tam młoda stewardessa z wózkiem, na którym znajdowały się
różne napoje, ekspres do kawy.
- Ym.. no to ja poproszę kawę cappuccino - zwróciłam się do niej zaspanym głosem.
- Ja również - dodała Perrie.
Kobieta zajęła się robieniem kawy.
- Jak się spało? - zapytała siostra.
- A dobrze, dobrze - odpowiedziałam i się uśmiechnęłam.
- A tobie?
- No.. w miarę, ale kark mnie boli, bo twardo tutaj. - zaśmiała się.
Stewardessa podała nam kawy i poszła dalej.
- A tak w ogóle to ile spałyśmy? Która jest godzina? - zapytałam.
- Z jakieś 3,5 godziny? Bo jest 13:53.
- Tak długo? Jeju..
- Ja byłam zmęczona, bo prawie całą noc nie spałam. - odpowiedziała.
- To czekaj w Nowym Yorku, o której będziemy?
- O 19 naszego czasu. Ale tam będzie mniej więcej 13. To od razu pójdziemy coś zjeść, bo mamy dwie godziny czasu, między jednym, a drugim lotem.
- Aha, no dobra.. no to na lotnisku pójdziemy gdzieś tam do restauracji.
 
Niestety, ale nie miałyśmy bezpośredniego lotu do Miami.
Musiałyśmy w NY się przesiąść w kolejny samolot.
I już stamtąd będziemy lecieć nie całe 3 godziny na Florydę.


Piłyśmy kawę, rozmawiałyśmy, przeglądałyśmy różne czasopisma i tak jakoś minęła następna godzina.
Zastanawiałyśmy się jak tam będzie, co nowego się wydarzy, czy poradzimy
sobie z przyzwyczajeniem się do innego języka.
Jak to wszystko będzie wyglądać, kogo poznamy, czy damy radę z angielskim.
W końcu będziemy musiały posługiwać się nim na co dzień.
Raczej nigdy nie miałyśmy z nim problemu, bo obie w Warszawie chodziłyśmy do szkoły
z rozszerzonym angielskim. Jak i również bardzo często tato nas zabierał
do swojej siostry, naszej cioci do Londynu, która mieszkała tam od 20 lat.
Tak więc powoli zapominała Polskiego i trzeba było się jakoś z nią dogadać.
Lecz.. jednak stres był. Bo teraz mamy tam mieszkać. Zostać na długo.
Ale mam nadzieję, że damy radę.

Nie miałyśmy nic do roboty. 9 godzin lotu to bardzo długo.
Więc, Perrie stwierdziła, że znów spróbuje zasnąć, bo musiała nadrobić nockę.
Ja wyciągnęłam jeszcze moją książkę. Zaczęłam czytać dalej, lecz po pewnym czasie u mnie również
zmęczenie wzięło górę.

***

Obudził mnie głos, wydobywający się z głośników.
Prosimy zapiąć pasy i przygotować się do lądowania.
Otworzyłam oczy i sprawdziłam czy Perrie się przebudziła.
Szturchnęłam ją, a ona tylko mruknęła.
- Perrie, będziemy lądować, zapinaj pasy - powiedziałam.
Popatrzyła na mnie zaspana i zrobiła to, co powiedziałam.
Samolot zaczął przygotowywać się do lądowania.
Spojrzałam przez okno i ujrzałam piękny Nowy York.
Wyjęłam szybko aparat i kolejne zdjęcie trafiło do mojej kolekcji.


Zaczęliśmy lądować.
Byliśmy coraz niżej.
Po chwili czułam, jak już znajdujemy się na ziemi.
Kiedy już się zatrzymaliśmy, wszyscy zaczęli bić brawo, ponieważ szczęśliwie dolecieliśmy.
Zbierałyśmy swoje rzeczy.
Wyciągnęłam z górnej półki kurtki i torby.
Zaczęłyśmy powoli kierować się w stronę wyjścia.
Wszyscy pasażerowie się pchali, by jak najszybciej się wydostać na dwór.
W końcu nam również się udało.
Następnie podeszłyśmy do punktu odbioru bagaży.
- O są nasze walizki - powiedziała Perrie.
Ja wzięłam swoją różową walizkę w serduszka, a Perrie swoją czarną w kwiatki.
Miałyśmy jeszcze te dwie godziny do następnego samolotu, więc stwierdziłyśmy, że rozglądniemy się
za jakimś obiadem. Tutaj była teraz godzina 13.
Chodząc po całym lotnisku zauważyłyśmy niewielką restaurację ,,New York".
Weszłyśmy i zajęłyśmy jakieś miejsca.
Podszedł do nas kelner.
- Good Morning. Are you ready to order?
- Good Morning. Yes, we are.
- What would you like?
- Poprosimy więc dwa razy spaghetti. - odpowiedziałyśmy.
- Coś do picia?
- Nie dziękujemy.
Kelner zapisał to na karteczce i odszedł.
Czekałyśmy na zamówienie.
- Jeju, dziwnie tak po angielsku.. ale czas zacząć się przyzwyczajać. - powiedziałam.
- No.. racja. Ale bardzo mi się tutaj podoba. Nie tęsknię za domem. Fajnie, że w końcu mogłyśmy
gdzieś wyjechać same. Bardzo się cieszę, że rodzice nas puścili i nam zaufali. - powiedziała Pezz.
- Ja również się bardzo cieszę. Jestem prze szczęśliwa. Wokół pełno ludzi, którzy nie znają polskiego, możemy się tylko dogadać po angielsku. To jest świetne. Bo w końcu spełniamy swoje marzenia, tak? Zawsze chciałyśmy się tutaj znaleźć. W Ameryce. Bo dobrze wiedziałyśmy, że tylko tutaj możemy coś osiągnąć.
- Tak, tak.. Ja dalej nie mogę w to uwierzyć, że jesteśmy w NY. A za jakieś nie całe 2 godziny będziemy już w drodze do Miami.
Rozmowę przerwał nam kelner przynoszący posiłki.
- Thank you.
- Thank you.
- Mm.. wygląda smakowicie.
- No
Obie zaczęłyśmy jeść, bo byłyśmy bardzo głodne.
Po skończonym posiłku, zapłaciłyśmy rachunek i udałyśmy się na odprawę.
Po raz kolejny musiałyśmy oddać bagaże i pokazać dokumenty.

Była godzina 14:48, do odlotu zostało 12 minut.
Kierowałyśmy się już w stronę samolotu.
Weszłyśmy. Miejsca były potrójne. Zajęłyśmy dwa z nich, a trzecie obok mnie było wolne.
Pod siedzenia dałyśmy nasze torby podręczne.
Schyliłam się jeszcze w poszukiwaniu mojej książki.
Gdy podniosłam głowę, zobaczyłam w oddali idącego tego samego chłopaka, który wcześniej zajął moje miejsce.
- Perrie... - powiedziałam szeptem.
- Co się dzieje? - zapytała.
- Zobacz..
Od razu spojrzała przed siebie i zrozumiała o co mi chodzi.
Chłopak był coraz bliżej. Obie byłyśmy bardzo zdziwione.
Patrzył na swój bilet poszukując miejsca.
On również zwrócił uwagę na nas.
-Hej. - powiedział chłopak siadając obok mnie.
- Jaki dziwny zbieg okoliczności - dodał.
Tak bardzo chciało mi się śmiać.
- Hej - odpowiedziałyśmy równocześnie.
- No bardzo dziwny. - powiedziała Perrie, śmiejąc się.
- Jestem Justin. - przedstawił się brunet.
- Ja jestem Selena, a to moja siostra Perrie.
Podałam mu rękę. Moja siostra zrobiła to samo.
- Musicie lecieć do Miami, jak po raz kolejny się spotykamy. - powiedział.
- Tak. Nasz wujek tam mieszka. I od jutra wybieramy się do szkoły.
- A ty? Co będziesz robić w Miami? - dodała Perrie.
- Ogólnie to z rodzicami mieszkałem tam przez 2 lata, lecz potem wybrałem szkołę z internatem. A na wakacje byłem u dziadków w Polsce.
No i teraz druga liceum.
- Tak? I jak ci się podoba?
- Jest na prawdę wspaniale. Zupełnie inaczej niż w Polsce.
Jeszcze mogę się tam spełniać muzycznie, bo chodzę do Szkoły Artystycznej.
Na te słowa popatrzyłyśmy się na siebie z Perrie, zastanawiając się ile takich szkół jest w Miami.
- Coś nie tak? - zauważając naszą reakcję, zapytał.
- No, bo.. wujek nam również załatwił Szkołę Artystyczną z internatem.
- Oo! Jak miło. W Miami, jest tylko jedna taka szkoła.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- No widzisz zaczęło się od pomylenia miejsca w samolocie, a skończyło na wspólnej szkole. - powiedziałam.
- Zobaczycie spodoba Wam się tam. A jak z Waszym angielskim?
- Nie mamy z nim problemu, bo przez całe życie miałyśmy z nim kontakt.
Tutaj ciocia mieszka za granicą, tutaj gimnazjum z rozszerzonym językiem, więc radzimy sobie.
- No to dobrze. Dacie radę w takim razie. - odpowiedział.

Chłopak był cały czas uśmiechnięty. Bardzo pozytywny, rozgadany, dlatego połowę drogi przegadaliśmy.
Poopowiadał nam o szkole. Jak to wszystko wygląda. Jak tam jest. Później trochę pospałyśmy, poczytałyśmy znowu magazyny i zleciało.

#Jeśli dialog w opowiadaniu zaczyna się po angielsku, a dalej jest po polsku to znaczy, że teoretycznie rozmowa dalej jest prowadzona po angielsku.#

***

PRZEPRASZAMY, ŻE TAK DŁUGO MUSIELIŚCIE CZEKAĆ!
Na prawdę. Ale prosimy o trochę wyrozumiałości, bo aktualnie jesteśmy w drugiej
gimnazjum i mamy pełno nauki.
Ale mamy nadzieję, że pomimo wszystko z nami zostaniecie i dalej będziecie czytać.
Postaramy się dodawać szybciej rozdziały.
I co myślicie o 3? Podoba Wam się? Dziewczyny dadzą radę w nowej szkole?
Piszcie co sądzicie w komentarzach i cierpliwie czekajcie na 4! A my się postaramy dodać jak najszybciej.
Dziękujemy za te wszystkie wyświetlenia. Jesteście wspaniali.
Kochamy Was!